cisza cisza
2560
BLOG

Wojna na Bałkanach, Mostar, Medjugorie

cisza cisza Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 11

Hełm wzięłaś? Czy ten autobus aby ubezpieczony? – słyszę na dworcu, na pożegnanie.

Dlaczego wspominam dawne lata?

Niemal wszyscy mówią lub piszą dzisiaj o obecności amerykańskich wojsk w Polsce. Także o ew. pomocy sojuszników w razie niebezpieczeństwa. Przypomniałam sobie, że już kiedyś widziałam oddziały złożone głównie z Amerykanów, piłam z nimi Colę, zapaliłam Camela…. częstowali, rozmawiali i pytali zaciekawieni, co my Polacy robimy w Hercegowinie w czasie wojny? Właściwie nudzili się nie rozumiejąc ani ludzi ani specyfiki konfliktów. Oprócz nas przypływali z pomocą żywnościową Włosi, promami z Bari. Wojskowi z oddziałów SFOR, IFOR, ONZ także pomagali miejscowej ludności w drobnych kłopotach… Dla przypomnienia wklejam mapkę ogarniętych wojną terenów Bałkanów.


image


Jest rok 1993, wrzesień. Wojna na Bałkanach trwa już dwa lata. Zaczęła się bombardowaniem Ljubliany, potem ogarnęła Chorwację. Następnie Bośnię i Hercegowinę, sztuczny twór na wzór rozgrzanego tygla. Odżywały stare waśnie podsycane przez polityków. Dostałam wiadomość o możliwości wyjazdu w te rejony, mam jeszcze 2 tygodnie urlopu. Dwa autobusy z Gdańska jadą do Hercegowiny, do Medjugorje. Będziemy tam mieszkać u miejscowych, tam potrzebują naszej pomocy. Medjugorie, jedyna w Bośni i Hercegowinie oaza pokoju; zablokowana, otoczona walczącym wojskiem, atakowana z powietrza. Jadę! Trzeba zabrać wszystko dla siebie a le przede wszystkim dla miejscowych Chorwatów; jedzenie, puszki, mąkę, olej, mleko w proszku, słodycze dla dzieci itp. – razem 40 kg na osobę, tyle wolno. Szczęściem nie jadę sama…


Hełm wzięłaś? Czy ten autobus aby ubezpieczony? – słyszę na dworcu, na pożegnanie. Sama nie wiem, czy mam się bać i czy rzeczywiście się boję? Hełmu nie mam, autobus chyba SAN, oczywiście bez ubezpieczenia, my też ubezpieczeni tylko do granicy z Chorwacją.  Jedziemy do Torunia, tam wsiadamy do tych staromodnych autokarów, bez klimy, ciasnych i warczących.


Jedyna możliwa, najmniej niebezpieczna trasa z Polski wiedzie przez Węgry (tam ostatnie komfortowe sikanie, ostatnie picie), dalej na Zagrzeb, potem nie zniszczona Rijeka, Split i bez przerwy prosto na południe drogą nad Adriatykiem aż do Makarskiej. Mijamy zniszczony Zadar, zniszczone mosty, widzimy zatopione u brzegów kutry, łodzie, promy. Puste wybrzeże zazwyczaj pełne turystów, żeglarzy… Zniszczony most u ujścia rzeki Krk. Korzystamy z mostu pontonowego, okropne wrażenie; kolebiący się autobus i dookoła na poziomie kół, zbyt blisko nas grozne fale morskie…. Niedaleko Makarskiej natykamy się na patrol IFOR czy SFOR, nie pamiętam dokładnie. Wybawienie, bo po setkach kilometrów w zamknięciu jest możliwość opuszczenia autobusów, toalety w odminowanych krzakach i wreszcie wypicia czegokolwiek, najlepiej wody. Opuszczamy Chorwację i kierujemy się na Mostar (stolicę Hercegowiny). Zmierzamy do Medjugorje, malutkiej osady odległej w linii prostej ok. 15 km od ogarniętego walkami, pożarami Mostaru. Radości witających nas Chorwatów nie było końca. Zaczęło się pieczenie chleba; nasza gospodyni Hanica płacząc bez przerwy krząta się po malutkiej chałupie. Płacze z radości… nie wierzy, że dotarliśmy, że ma mąkę, olej i prezent -wodę kwiatową.


Nie ma prądu, często nie ma też wody…Przyzwyczajamy się, mieszkając razem czyli sześć Polek z różnych miast, do siebie, do braków wody, do szybkich pryszniców, do spartańskich warunków. Nie boimy się, choć wieczorami ciemno… Rozwozimy nasze dary bezpośrednio do miejscowych. Nie ma dnia, by nie dochodziły odgłosy strzałów, pobliskie Ljubuski, Mostar ogarnięte walkami. Jankesi są blisko nas, jakieś 5 km, odminowują wodospady Kravice, patrolują drogi ale nie mają prawa mieszać się do bratobójczych walk. Serbowie dysponujący lotnictwem, bronią atakują będących w sojuszu Chorwatów i muzułmańskich Bośniaków a po porażkach wycofują się w stronę oblężonego Sarajewa. Wtedy to Bośniacy zdradziecko zaatakowali Chorwatów; Mostar wrze podzielony na pół, rzeka Neretwa czerwieni się od krwi…Nie wolno nam jechać w tamtym kierunku. Przekazujemy dary poprzez miejscowych…słuchamy opowiadań żołnierzy otaczających okopane Medjugorie.


Medjugorje – osada chorwacka. Kamienne domki, winnice, gaje figowe,skromne uprawy w dolinie otoczonej niewysokimi górami. Franciszkanie opiekują się osadą, mają telefon, fax. Matka Boża zwana tu Gospą przekazuje miejscowym dzieciom orędzia i już 1981 roku zapowiedziała, że za 10 lat może nastąpić wojna. Prosiła o modlitwę, różaniec. post, nawrócenie…nic nowego! Komuniści prześladowali dzieci, mieszkańców, franciszkanów i uwięzili proboszcza. Działo się podobnie jak we Fatimie. I niestety stało się! Dawna Jugosławia stanęła w ogniu! Medjugorje, otoczone szczelnie wojną było cudowną oazą pokoju. Przez całą wojnę od 1991 aż do 1995 roku nie zginął żaden mieszkaniec. Ponoć nawet zabita krowa nie była miejscowa. Około 300 psów leżało sobie przy kościele, uciekły z okolicy szukając spokoju. Franciszkanie karmili je chlebem. My także…Bomby zrzucane przez serbskie lotnictwo owszem, spadały na osadę choć niecelnie. Żadna z nich nie wybuchła. A obok śmierć, ruiny…Mostar w ogniu walk, Sarajewo oblężone. Brat walczy przeciw bratu a wojska SFOR, ONZ przypatrują się prawie bezczynnie..ludzie modlą się, by ta wojna wreszcie się skończyła. Zachód kalkuluje. Niemcy już liczą zyski z przyszłej odbudowy cudownych pereł Adriatyku. Agencje informacyjne kłamią, kłamią 24h. Po „pokoju” zawartym w 1995 roku w Dayton, „przywódcy” kreślą nowe granice w taki sposób, aby konflikty mogły odrodzić się w przyszłości. I tak się potem stało…


W 1995 roku pojechałam do Mostaru. Spotkałam się z przyjaciółmi, widziałam ostrzelane, zrujnowane domy. Słynny most na Neretwie w Mostarze został zniszczony, po stronie muzułmańskiej snajperzy ulokowani na wzgórzach strzelali do ludzi, jak do kaczek. Moja Marica wiązała 8-letniego synka na sznurku, by nie wybiegał dalej niż 5 m za piłką. Aby go nie trafili strzelcy. Od strony chorwackiej nie wolno zbliżać się do rzeki….nam też nie wolno, bo nadal niebezpiecznie.


image


Most zbudowany przez okupujących Hercegowinę Turków wg projektu ucznia słynnego ottomańskiego architekta Sinana. Stary Most stał niewzruszenie przez 427 lat, będąc symbolem połączenia wschodu z zachodem ( muzułmańskich Bośniaków i chrześcijańskich Chorwatów), dumą miasta, został totalnie zniszczony.

image

MOSTAR - miasto bez mostu.

https://www.youtube.com/watch?v=114A-7HuXnw

Dzisiaj wracam myślami na Bałkany, do Medjugorie. Właśnie teraz, gdy czasy współczesne pełne niepokoju, gdy chaos zagraża pokojowi w Europie. Wracam do przesłania Gospy, Królowej Pokoju błagającej świat o nawrócenie. Przytoczę kilka opinii o objawieniach Gospy. Czy są prawdziwe, czy nie są? Nie wnikam w to.…przypominam sobie mój pobyt w tej, otoczonej wojną osadzie i to mi wystarcza.


„Ponad trzydzieści lat śledzę medziugorskie objawienia, tę cudowną „katechezę”, którą Matka Boża kieruje do całego świata i która jest kontynuacją fatimskich orędzi. To jest wyjątkowe kazanie, jakiego jeszcze nigdy nie słyszano. Matka Boża cały czas mówi o tym, że szatan jest uwolniony z kajdan, że ona, nasza Matka, pragnie wyrwać ludzi z jego szponów i ponownie oddać ich Bogu (…) Bez ustanku mówi nam o zamiarach Boga i szatana”. Te słowa napisał w swojej najnowszej książce „Ostatni egzorcysta – Moja walka z szatanem” niekwestionowany duchowy autorytet i doświadczony ksiądz, Gabriele Amorth,


W wywiadzie z Mirjaną Dragićević z 5 marca 2009 roku czytamy: „To było w lipcu 1987 roku. Uczestniczyłam w pielgrzymce Chorwatów do Rzymu z okazji Roku Maryjnego. Podczas audiencji Ojciec Święty (Jan Paweł II), przechodząc, pobłogosławił nas dokładnie w chwili, gdy znajdował się naprzeciwko mnie. Kiedy niektórzy zaczęli wołać, kim jestem, papież wrócił się i znowu mnie pobłogosławił. Potem przyszli nam powiedzieć, że Ojciec Święty pragnie mnie widzieć w Castelgandolfo. (…) Spotkanie z Papieżem trwało około dziesięciu minut. Najpierw zaczął mówić po polsku, myśląc że rozumiem. Ale zorientował się, że lepiej będzie rozmawiać po włosku. Jego słowa zapadły mi głęboko w serce; oto one:

„Gdybym nie był papieżem, już dawno pojechałbym do Medziugorja. Ale nawet jeżeli nie mogę pojechać, wiem wszystko i śledzę wszystko, co się tam dzieje. Chrońcie Medziugorje. Jest nadzieją świata”. 

http://www.centrummedjugorje.pl/PL-H177/sw-jan-pawel-ii-i-medziugorje.html


 11 lutego arcybiskup Henryk Hoser został mianowany Specjalnym Wysłannikiem Ojca Świętego Franciszka do Medjugorie. Ma zbadać, jakie są potrzeby wiernych, którzy tam potrzebują – poinformowało Biuro Prasowe Konferencji Episkopatu Polski.


„Faktu, że to miejsce jest tak nawiedzane, a ludzie doznają tam wielkiego pożytku duchowego, nie można pominąć. Chodzi o optymalizację troski duszpasterskiej o tych pielgrzymów i być może o lepszą koordynację wszystkich zadań” – powiedział abp Hoser.


Papież Franciszek w drodze powrotnej z Fatimy, 13 maja br.na pokładzie samolotu powiedział się do dziennikarzy:„Osobiście jestem bardziej złośliwy: wolę Maryję, która jest Matką, naszą Matką, a nie Maryję, która jest szefową urzędu telegraficznego, która każdego dnia wysyła wiadomość o określonej porze, wysyła… to nie jest mama Jezusa. I te domniemane objawienia nie mają wielkiej wartości. I to, żeby było jasne, jest moją osobistą opinią… Kto bowiem uważa, że Maryja mówi: «Przyjdźcie, jutro o tej godzinie przekaże przesłanie temu widzącemu!»



Nie mogę komentować tej wypowiedzi… czas pokaże, jaka jest prawda. Wiem jedno, trzeba robić wszystko, by za wszelką cenę uniknąć „głupiej i niezrozumiałej” dla normalnych ludzi wojny.


cisza
O mnie cisza

staram się ... ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo